Jak widzicie dane nam było obejrzeć z bliska miejscową faunę (piękne małpki i warana). Dodatkowo można podziwiać całe "morze" krabów uciekających pod stopami, większa kraby na kamieniach - no i pełno podwodnych skarbów.
Niestety dzisiaj jest nasza ostatnia noc na tej pięknej wyspie - jutro o 12 wyruszamy do Kuala Besut, potem jedziemy do Wakaf Bharu na stację kolejową gdzie wsiądziemy w słynny Jungle train jadący wszerz Malezji. Będzie to podróż nocna trwająca aż 14 godzin
:). W poniedziałek o 8 rano będziemy już w Kuala Lumpur!
Do usłyszenia z KL!Dzień 10. W drodze do Kuala Lumpur.
Jak to ostatnio często bywa dzień rozpoczęliśmy od porannej pobudki oraz pakowania. Z pokoju musieliśmy się wymeldować o godzinie 11. Łódkę zamówiliśmy na 12 (dostępne są 3 godziny: 8 rano, 12 i 16). Tym razem kapitan był trzeźwy a cała podróż przebiegła bardzo spokojnie
:). Żegnamy wyspę Besar:
Po dotarciu na przystań w Kuala Besut rozpoczęliśmy poszukiwania taksówki, która za rozsądną cenę dowiezie nas do stacji Wakaf Bharu, z której odjeżdża nasz pociąg do KL. Jeszcze nie wysiedliśmy z łódki, a już pojawiło się mnóstwo taksówkowych naganiaczy - głównie oferowali dojazd na lotnisko w Kota Bharu. Postanowiliśmy podziękować naganiaczom i sami poszukaliśmy odpowiedniej opcji. Tuż po wyjściu z przystani stało kilku taksówkarzy z tabliczką, na której widniał cennik - do Wakaf Bharu mogą nas zawieźć za 70RM. No nic, szukamy dalej. Poszliśmy na miejski postój taksówek i tam usłyszeliśmy cenę 80 RM, od razu podziękowaliśmy. Wówczas ruszył za nami kierowca mówiąc, że jednak koszt to 70 ringgitów. Nagłe zmiany ceny nigdy mi się nie podobają tym bardziej że tamtejsi taksówkarze nie mają taksometrów. Postanowiliśmy skorzystać z ekipy stojącej obok przystani dla łódek (za 70RM). Gdy już szliśmy z wybranym kierowcą do taksówki (okazało się że stoi ona obok taksówek tej ekipy, której podziękowaliśmy...) rozpętała się mała burza - taksówkarze zaczęli naskakiwać na kierowce, który nas prowadził do swojej taksówki mówiąc że my jesteśmy ich klientami a nie jego (?). No nic, nie chcąc większej wojny zgodziliśmy się pojechać z taksówkarzem któremu najpierw odmówiliśmy. Całą ok. 70 minutową drogę się dąsał
;).
Dojechaliśmy na stację w Wakaf Bharu i oprócz nas nie było tam ani jednego europejczyka - byliśmy nie lada atrakcją dla miejscowych. Co chwila ktoś dosiadał się do nas i wypytywał o nasze plany, kraj itd.. Swoją drogą bardzo miłe
:). Jedna z Pań opowiedziała mi nawet o wszystkich członkach swojej rodziny.
Tak prezentuje się stacja w Wakaf Bharu:
Do przyjazdu pociągu (rusza z Tumpat) mieliśmy około 3.5h. Postanowiliśmy zjeść obiad w dworcowej kantynie - bardzo smacznie i tanio. Później wyruszyliśmy w głąb wioski na dalsze zakupy (czytaliśmy że lepiej zaopatrzyć się w jedzenie i picie na tak długą drogę gdyż w pociągu nie sprzedają - bzdura, co chwila jeździł pan z wózkiem
:)). Obkupieni w lokalne słodycze i wodę doczekaliśmy się przyjazdu pociągu (parę minut przed czasem). Bilety na pociąg kupiliśmy online na ok. 10 dni przed odjazdem - lepiej kupić wcześniej bo bilety w wagonach sypialnych sprzedają się szybko. Kupiliśmy miejsca w klasie ekonomicznej sypialnej za 54RM/os (dochodzi jakaś opłata kilka RM).
Tak nasz pociąg prezentuje się z zewnątrz:
A tak prezentuje się wagon sypialny:
Sama jazda przebiegła spokojnie (w końcu trwała 15h...). Łóżka dość wygodne, można się wyspać. Wszystko byłoby ok, ale po kilku godzinach od wyjścia z pociągu okazało się, że zostaliśmy wielokrotnie pogryzieni prawdopodobnie przez pluskwy
:(.
Wysiedliśmy na stacji Kuala Lumpur Sentral skąd udaliśmy się do naszego mieszkania, w którym wynajęliśmy pokój przez airbnb. Więcej z dzisiejszego dnia opiszę jutro bo dzisiaj jesteśmy już zbyt zmęczeni.
Do uslyszenia!Dzień 11. Kuala Lumpur dzień 1.
Do stacji Kuala Lumpur Sentral dojeżdżamy około godziny 9. Wyspani wychodzimy z pociągu i od razu kupujemy bilet na kolejkę KTM Komuter. Jedziemy na stację Putra gdzie mieści się nasz pokój na najbliższe dwie noce. Na szczęście gospodarz zezwolił na szybki check in i po kilkudziesięciu minutach odświeżeni ruszamy na miasto. Na początek szukamy czegoś na obiad. Wybór padł na hinduską restaurację. Jak to ostatnio bywa - nie zawiedliśmy się. Kurczak tandoori świeny a do tego za niewielką cenę (9 RM). Szukanie odpowiedniej restauracji zajęło nam sporo czasu, ale czas ten na pewno nie był zmarnowany
:). Po obiedzie postanowiliśmy wejść na chwilę do pokoju żeby zabrać kilka dodatkowych rzeczy na dalszą wędrówkę. Dopisało nam szczęście bo tuż po przekroczeniu progu mieszkania rozpoczęła się gwałtowna tropikalna burza. Ulewa była niesamowita, a pioruny waliły z bardzo dużą częstotliwością - prawdziwa burza!
:D W Pewnym momencie widoczność spadła do ledwie kilkudziesięciu metrów
Postanowiliśmy przeczekać ulewę, jak się okazało nie była ona tak krótka jak myślałem - lało przez dobre półtorej godziny. Po godzinie 16 w końcu udało nam się opuścić pokój - kierunek Batu Caves! Nasze mieszkanie znajduje się w idealnym miejscu jeśli chodzi o dojazd do jaskiń - tuż obok stacji KTM Komuter Putra. Na stacji tej zatrzymuje się bezpośredni pociąg do Batu Caves (jaskinie to ostatnia stacja). Kupujemy bilety (jakoś 1.6 RM/osoba) i po ok. 20 minutach jesteśmy pod jaskiniami.
Jaskinie Batu to jedno z miejsc, które znajduje się na pocztówkach z Malezji. O samej historii miejsca nie będę się rozpisywał, jest to miejsce święte dla wyznawców hinduizmu. Zdecydowanie największe wrażenie jaskinie robią przed wejściem na schody prowadzące do jaskini:
Na schodach grasują małpy, które bez najmniejszych oporów potrafią wyrwać człowiekowi z ręki jedzenie, wodę czy nawet zwykłe reklamówki. Przy walce o zdobycz wydają dość nieprzyjemne dźwięki
:). Niektórzy nie czytając jak to jest przy Batu Caves próbowali wnosić wodę czy kolorowe torebki foliowe, ale dość szybko albo to tracili albo chowali
:D
Same jaskinie wewnątrz nie robią wielkiego wrażenia - dość brudno, mokro. Znadują się tam małe świątynie, w których odprawiane są modły. Poza tym nic więcej raczej nie jest godne uwagi.
Podczas zejścia w dół również można mieć do czynienia z dość niemiłymi małpkami, które tylko czekają na błąd człowieka
:)
Po obejrzeniu Batu Caves jedziemy do tutejszego Chinatown. Klimat podobny jak w tej samej dzielnicy w Singapurze, pełno straganów, multum ulicznego jedzenia, typowo chiński wystrój:
Można spróbować np. pieczonych kasztanów:
Albo szaszłyków Satay wzorowanych na słynnych Angry Birdsach
;)
Samo chinatown oceniam na plus - można zjeść dobrze i tanio, nie ma natrętnych ludzi. W Singapurze chyba jednak było bardziej "chińsko" w tej dzielnicy
:).
Na koniec dnia zostawiliśmy sobie wisienkę na torcie, czyli to z czego słynie Kuala Lumpur - Petronas Twin Towers! Jedziemy na stację kolejki LRT - KLCC. Wieże te pomimo, że są "tylko" budynkiem mają jakąś magiczną moc przyciągania. Nieświadomie idąc ulicami KL spogląda się w stronę dwóch pięknych wież, które budząc podziw w ciągu dnia i przede wszystkim w nocy. Ich podświetlenie sprawia, że wyróżniają się w panoramie całego miasta. Poniżej kilka zdjęć tego cudownego miejsca:
Po obowiązkowej sesji fotograficznej pod wieżami Petronas wracamy do miejsca zakwaterowania - tym razem wybieramy trzeci już dzisiaj środek transportu - monorail. Sieć komunikacji publicznej w KL jest bardzo dobrze rozwinięta, a co najważniejsze dość tania. Wracając przez uliczki pełne ludzi niestety mijamy wiele karaluchów dość sporych wielkości - niby dość normalne w takim klimacie, ale jednak chyba trochę tego zbyt dużo w KL. Ogólne wrażenia po pierwszym dniu? Jak najbardziej na plus!
Jutro kolejny dzień zwiedzania KL.
Do usłyszeniaDzień 12. Kuala Lumpur dzień 2.
Korzystając z naszego przewodnika Lonely Planet wyczytujemy, że możliwy jest darmowy wjazd na most pomiędzy wieżami Petronas (skybridge). Trzeba tylko dość wcześnie rano udać się po darmowe bilety, których ilość jest ograniczona. Podobno wydawane są one na dole w jednej z wież. Skoro możliwy jest darmowy wjazd to czemu nie skorzystać? Wstajemy wcześnie rano po to, aby w KLCC być ok. 9. Zgodnie ze wskazówkami idziemy do stanowiska gdzie wydawane są bilety. Tutaj spotyka nas rozczarowanie - bilety są, ale po 80 RM (wjazd na samą górę + mostek). Niestety z pomysłu 1400 darmowych biletów w ciągu dnia wycofano się jakiś czas temu - wiadomości okazały się nieaktualne. Szkoda tylko porannego wstawania
;).
Decydujemy, że jednak odpuścimy tę atrakcję dlatego, że widok z tak wysokiego piętra jest pewnie fajny, ale w panoramie KL najważniejsze są właśnie te dwie wieże, których siłą rzeczy byśmy w niej nie zobaczyli
:). Idziemy zjeść śniadanie w galerii, która mieści się tuż przy wieżach. Dzisiaj słońce daje się we znaki - około 40 stopni ciepła...
Po posiłku decydujemy się pojechać do Masjid Jamek - stacji metra przy której znajduje się wielki bazar, a w niedalekiej odległości dzielnica kolonialna. Zanim jednak pojechaliśmy do Masjid Jamek chwilę poświęciliśmy na robienie zdjęć wspaniałych Petronas Twin Towers - tym razem w ciągu dnia
:)
Na zewnątrz wspomnianej galerii (Suria) znajduje się fajny mały park, w którym można na chwilę usiąść i obejrzeć drapacze chmur w towarzystwie fontann.
Po krótkim odpoczynku ruszamy do Masjid Jamek. Po wyjściu ze stacji od razu widać kolorowe budki obwieszone torbami, okularami, koszulkami itd... Na tym bazarze można kupić wszystko
;). Wszystkie największe marki świata spotykają się w jednym miejscu
:D Spacer jest trochę męczący ze względu na duży tłok i ogromny upał. Po przejściu przez masę straganów kierujemy się w stronę placu Merdeka. Nad placem króluje malezyjska flaga powieszona na wielkim maszcie. Na tym placu Malezja uzyskała niepodległość w roku 1957 z rąk brytyjskich.
Jednym z najładniejszych budynków w Kuala Lumpur (oprócz drapaczy chmur w KLCC) jest z pewnością budynek Sultan Abdul Samad znajdujący się na Merdeka Square
Na skwerze Merdeka znaduje się również galeria, w której można obejrzeć historię Malezji, a także dowiedzieć się kilku rzeczy o Kuala Lumpur. Wstęp jest darmowy a sala jest klimatyzowana - cudowne orzeźwienie
:). Po wizycie w galerii opuszczamy plac i kierujemy się w stronę Masjid Jamek, znajduje się tu dużych rozmiarów meczet:
Po dość długim i wyczerpującym spacerze wracamy do pokoju żeby chwilę odpocząć. Wieczorem jesteśmy umówieni z jedną z Polek mieszkająca w KL. Idziemy na paradę z okazji święta buddyjskiego Wesak Day (w Malezji to dzień wolny od pracy)!
Parada buddystów rusza w niedalekiej odległości od KL Sentral. Spotykamy się z Zuzą i idziemy podziwiać niesamowicie kolorową paradę. Ludzi przybywa z każdą minutą. Pełno Hindusów, Chińczyków oraz samych Malajów. W powietrzu zapach kadzidełek, na ulicach pełno straganów z kiczowatymi ozdobami oraz jedzeniem. Klimat świetny! Parada ma trwać aż 4 godziny, my oglądaliśmy ją jedynie przez kilkadziesiąt minut, ale i tak od tych wszystkich kolorów i światełek można dostać zawrotu głowy. Poniżej kilka zdjęć
:)
Najlepsze podsumowanie parady
:):
Po paradzie wracamy odpocząć do naszego mieszkania. Dużym atutem jest basen znajdujący się na 37. piętrze, z którego możemy podziwiać takie widoki!
Jutro przed nami ostatni dzień w Kuala Lumpur! Wracamy do domu
:)
PS. Odcinek ten piszę z jednodniowym opóźnieniem z lotniska Schiphol, aktualnie czekamy na lot do Warszawy.
Pozdrawiam!Dzień 13 i 14. Kuala Lumpur dzień 3.
To już ostatni nasz dzień podczas dwutygodniowej azjatyckiej podróży. Ten dzień zaplanowaliśmy jako dzień zakupów także wiele nie będę się rozpisywał
:). Jeżeli chcecie kupić coś spożywczego to polecam Mega mall znajdujący się przy stacji KTM Midvalley. To tylko jeden przystanek od stacji KL Sentral. Mid Valley Megamall to jedno z największych centrów handlowych w Azji. Nas interesował jedynie supermarket Big. Jest to duży market, w którym można znaleźć wiele ciekawych typowo azjatyckich rzeczy. My polowaliśmy na malajskie sosy, przyprawy i inne smakołyki. Dla wielbicieli przypraw - jest tam spore stoisko oferujące przyprawy na wagę. Wszystkie są wystawione w glinianych dzbanach - zapach świetny (coś w stylu marokańskim). Ceny nie są wygórowane - szczególnie sosów. W tym samym centrum handlowym można wysłać i kupić kartki pocztowe (jest oddział poczty, kartki można kupić w jednym z kiosków, znaczki na poczcie). Polecam wysyłanie kartek bo znaczek do Polski kosztuje... 50 sen czyli nasze 50 groszy! Cały koszt wysłania kartki to około 1.5 RM. Dodatkowo można kupić magnesy na lodówkę i inne pamiątki. Jest to dobre miejsce jeżeli chce się załatwić wszystko za jednym zamachem nie błądząc po uliczkach KL w poszukiwaniach magnesów, kartek itd. Dodatkowo można kupić np. ciasteczka z durianem, które można przywieźć do Polski
:).
Po zakupach ostatni rzut oka na panoramę KL z naszego ulubionego basenu (niestety pogoda w ciągu dnia się popsuła - zaczęło mocno padać)
Po spakowaniu wszystkich rzeczy ruszamy na międzynarodowe lotnisko KLIA. Trzeba pamiętać że w KL są dwa lotniska międzynarodowe - lowcostowe i normalne. Jedziemy do stacji KL Sentral gdzie kupujemy bilety na KLIA express - pociąg jadący na oba lotniska. Koszt biletu to 35 RM w jedną stronę/os. Pociąg jedzie niecałe 30 minut. Można wybrać inne środki transportu ale nam zależało na czasie, autobus mógłby utknąć w korkach. Dojeżdżamy na lotnisko KLIA - lotnisko ogromne. Widać samoloty praktycznie z całego świata. My ruszamy pociągiem na nasz terminal skąd odlatujemy Boeingiem 777-300 KLM. Sam lot przebiega dość spokojnie z dwoma wyjątkami - jedno zasłabnięcie starszego pana i lekka panika wśród personelu w poszukiwaniu lekarza na pokładzie (na szczęście znalazł się jeden lekarz). Zdecydowano że obędzie się bez lądowania po drodze. Po wylądowaniu na Schiphol podczas kołowania uruchomił się alarm świadczący o wykryciu dymu - momentalnie obsługa przybiegła z gaśnicą, ale na strachu się skończyło
:).
Po 4 godzinnym odpoczynku an Schiphol (polecam fotele, na których można spokojnie pospać) pora na ostatni odcinek podróży: Amsterdam - Warszawa.
Żegnamy Amsterdam:
Po niecałych dwóch godzinach lotu docieramy do Warszawy. Od razu czujemy inny klimat - jest 20 stopni mniej niż w Malezji. Ciężko nam bez kurtek postać kilka minut na wietrze
:).
Dziękuję wszystkim za śledzenie mojej relacji, jeżeli ktoś jest zainteresowany to wszystkie koszty wrzucę w podsumowaniu, które postaram się niedługo napisać.
Pozdrawiam już z Polski!Podsumowanie
Nadeszła pora na podsumowanie podróży. Najpierw kilka statystyk:
Kilometry pokonane w powietrzu: 22986 km Na lądzie (pociąg + autobusy): ok. 1800 km Na wodzie: ok. 100 km
Orientacyjna mapka:
Koszty:
Bilety lotnicze:
WAW-AMS-SIN KUL-AMS-WAW
Linia KLM.
Koszt: 1987zł
Transfery
Singapur - Cameron Highlands (nocny autobus): ok. 125 zł Cameron Highlands - Taman Negara (bus + łódź): 65 zł Taman Negara - Perhentian Besar - Kuala Besut (bus + speedboat): 105 zł Kuala Besut - Wakaf Bharu (taxi, 70 RM, jechaliśmy we dwoje): 35 zł Wakaf Bharu - Kuala Lumpur (pociąg nocny, wagon sypialny ekonomiczny): 54 zł (dolne łóżko 48 zł)
Całość bez jedzenia, pamiątek, transportu miejskiego itd. na 1 os.: 2875 zł
Do tego trzeba doliczyć posiłki: w Singapurze za obiad płaciliśmy średnio ok. 20-25 zł, w Malezji dało radę zjeść za 10 zł. Transport publiczny - w Kuala Lumpur taniej niż w Singapurze (na jedno miasto szło średnio odpowiednio ok. 30 i 40 zł). Doliczyć trzeba wszystkie rzeczy kupowane przed wyjazdem (repelenty, leki itd.).
Ogólnie jak widać da się dość tanio zwiedzić tak daleki zakątek jakim jest półwysep Malajski.
Krótkie opinie na temat odwiedzonych miast/atrakcji: Singapur - na pewno warto na minimum 2 noce. Bardzo fajne miasto, niesamowita metropolia i jednocześnie bardzo zielone miasto. Cameron Highlands - must see, jedno z najfajniejszych miejsc. Cudownie wyglądające pola herbaty. Dżungla w Taman Negara - zawiodłem się, jedynie fajne Canopy walking. Perhentian Besar - cudowna wyspa. Polecam każdemu na kilkudniowy wypoczynek. Bardzo fajna rafa niedaleko brzegu. Kuala Lumpur - fajne miasto z główną atrakcją wieżami Petronas. Dwie noce są jak najbardziej wystarczające. Singapur chyba urzekł mnie bardziej.
Pogoda: Bardzo gorąco, z wyjątkiem CH temperatura nie spadała poniżej 30 stopni nawet w nocy. Duża wilgotność, momentami ciężko wytrzymać
:). Deszcz okazyjny i to tylko w Kuala Lumpur i raz w Taman Negara.
Czy warto? Na pewno! Nie licząc Seszeli na pewno była to moja dotychczasowa najlepsza wyprawa
:).
juliaka napisał:Czekam na więcej. Daj znać czy było więcej szczurów
:roll: Ile kosztowały bilety? Na długo wyjechaliście?Wyjechaliśmy na 2 tygodnie.Bilety kupiliśmy w promocji KLM. Za loty na trasie WAW-AMS-SIN i KUL-AMS-WAW zapłaciliśmy około 1970 zł.
Odwiedziłem Azję tylko raz w życiu.( Tajlandia + Kambodża) Uznałem, że to wystarczy. Długi lot, ciężki klimat itp. Chociaż wiem , że fanów tego kierunku tu nie brakuje.( ponoć nasz "ojciec prowadzący" Kamil również
:) ) Ale po przeczytaniu tej relacji na żywo zmieniłem zdanie. Trzeba tam jeszcze polecieć.Dzięki za inspirację.
Super wyprawa:)A zdjęcie z waszego mieszkania z drugiego dnia to nie jest przypadkiem widok na GREAT WORLD CITY (galeria i apartamenty)? I w pobliżu był właśnie hawker center na Zion Road które pojawiło się trochę niżej w relacji? EDIT: Sam sobie odpowiadam. To dokładnie to miejsce:) Google StreetPozdr,Paweł
niktkk napisał:Super wyprawa:)A zdjęcie z waszego mieszkania z drugiego dnia to nie jest przypadkiem widok na GREAT WORLD CITY (galeria i apartamenty)? I w pobliżu był właśnie hawker center na Zion Road które pojawiło się trochę niżej w relacji? Pozdr,PawełTak, masz rację
:)
Widoki wspaniałe
:). No my właśnie na trekking kilkugodzinny się załapaliśmy, z oglądaniem raflezji po drodze. Za to knajpa hinduska ta sama, fajnie
:)
Przed trzema laty byłem na sąsiedniej wyspie na Pulau Kapas i wiem w jakich piękych warunkach teraz odpoczywasz.Jedne z najpiękniejszych plaż na jakich byłem.
Wooow, mam (prawie) dokładnie takie same zdjęcia Petronasów w nocy
:). Sesja obowiązkowa, ależ Ci zazdroszczę tej Azji wciąż, pomimo polskiego maja w rozkwicie
:). Korzystaj
:)
eowen napisał:Noclegi na Perhentian kosztowały tylko 80 zł?Bo na ich stronie dwójka najtaniej jest za 160 MYR.Ceny podawałem na jedną osobę. Najtańszy pokój u Abdula to 160 MYR/2os.
:)
Fajna relacja
:) mógłbyś podać namiary na miejsca w kt. nocowałeś? wybieram się wkrótce do Malezji (planuję nie identyczną, ale podobną trasę), na bookingu są znacznie wyższe ceny, z góry dzięki:)
Dzięki za miłe słowa.monikazak napisał:Fajna relacja
:) mógłbyś podać namiary na miejsca w kt. nocowałeś? wybieram się wkrótce do Malezji (planuję nie identyczną, ale podobną trasę), na bookingu są znacznie wyższe ceny, z góry dzięki:)Przede wszystkim najlepiej omijać booking
:). Można przenocować za dużo niższe pieniądze w całkiem przyzwoitym standardzie.Singapur - 2 noce bookowane przez airbnb z kodem zniżkowymCameron Highlands - Fathers guest house http://fathers.cameronhighlands.com/Taman Negara (Kuala Tahan) - Delimah Guest housePerhentian Besar - Abduls chalets http://www.abdulchalet.com/Kuala Lumpur - nocleg przez airbnb z kodem zniżkowym.Pozostałe dwie noce spędzone podczas jazdy autobusem i pociągiem.
na Perhentian najlepiej szukać noclegów na miejscu - te w internecie są zdecydowanie droższe, niż te, które można znaleźć na miejscu. My pojechaliśmy jeszcze do Melaka (z Singapuru w drodze do Kuala Lumpur), ciekawe miasteczko, dużo lokalnych turystów, fajne na jedną noc (trzeba tylko pamiętać, że nie ma tam plaży, bo woda jest brudna)
Witam, to mój pierwszy wpis na forum chociaż stronę fly4free odwiedzam już od jakiegoś czasu. Autorowi relacji gratuluję świetnej wyprawy i piękne dzięki za cenne praktyczne rady. W tym roku wybieram się w podobną trasę i też mam niestety tylko 2 tygodnie - wylot 21.09. Dręczy mnie kwestia parku Taman Negara:1) czy faktycznie warto bo kosztuje to niestety prawie całe 2 dni dojazdowe:/ Na trekkingu byłem 2 lata temu w Tajlandii (okolice Chiang Mai). 2)Drugie moje pytanie to o pobyt w Abdulchalet - czy nie było problemu z przedpłatą i czy warto wykupić u nich pakiet noclegi+wyżywienie+speedboat+ snokerlling trip 3) co alternatywnie oprócz Malakki polecacie ? (czego nie ma w powyższej relacji)Pozdrawiam
RennWeg napisał:Autorowi relacji gratuluję świetnej wyprawy i piękne dzięki za cenne praktyczne rady. W tym roku wybieram się w podobną trasę i też mam niestety tylko 2 tygodnie - wylot 21.09. Dręczy mnie kwestia parku Taman Negara:1) czy faktycznie warto bo kosztuje to niestety prawie całe 2 dni dojazdowe:/ Na trekkingu byłem 2 lata temu w Tajlandii (okolice Chiang Mai). 2)Drugie moje pytanie to o pobyt w Abdulchalet - czy nie było problemu z przedpłatą i czy warto wykupić u nich pakiet noclegi+wyżywienie+speedboat+ snokerlling trip 3) co alternatywnie oprócz Malakki polecacie ? (czego nie ma w powyższej relacji)Dzięki za miłe słowa.1. To był mój pierwszy raz w dżungli. Dla mnie jak najbardziej było warto, ale jeżeli już byłeś na takim trekkingu to możesz ten czas poświęcić na coś innego i odpuścić Taman Negara, chociaż jest to bardzo fajne miejsce.2. Co do Abdula, przedpłaciłem kartą - mailowo musiałem podać wszystkie dane. Wiem, że jest to dzisiaj rzadko spotykane i mocno niebezpieczne, ale zaufałem im i się nie przejechałem
:) (warto przelać kasę na jakąś kartę np. walutową i mieć tam tylko sumę, która jest potrzebna do przedpłaty).Ja odpuściłem ten pakiet i myślę, że chyba dobrze zrobiłem. Wycieczki możesz kupić na każdym kroku, jedzenie też w kilku knajpkach. Wszystko ma swoje plusy i minusy. Jeżeli chcesz mieć wygodę to kup
:)3. Może Penang, jeżeli odpuścisz Taman Negara to możesz tam pojechać.PS. Będąc w Kuala Besut nie daj się zrobić w wała kolesiowi z biura podróży, który niby załatwi transport do Kota Bharu itd. Jadąc taxi już we dwie osoby trochę zaoszczędzisz.Udanej wyprawy! Sam bym z chęcią jeszcze raz pojechał...
:)Pozdrawiam
Jak widzicie dane nam było obejrzeć z bliska miejscową faunę (piękne małpki i warana). Dodatkowo można podziwiać całe "morze" krabów uciekających pod stopami, większa kraby na kamieniach - no i pełno podwodnych skarbów.
Niestety dzisiaj jest nasza ostatnia noc na tej pięknej wyspie - jutro o 12 wyruszamy do Kuala Besut, potem jedziemy do Wakaf Bharu na stację kolejową gdzie wsiądziemy w słynny Jungle train jadący wszerz Malezji. Będzie to podróż nocna trwająca aż 14 godzin :). W poniedziałek o 8 rano będziemy już w Kuala Lumpur!
Do usłyszenia z KL!Dzień 10. W drodze do Kuala Lumpur.
Jak to ostatnio często bywa dzień rozpoczęliśmy od porannej pobudki oraz pakowania. Z pokoju musieliśmy się wymeldować o godzinie 11. Łódkę zamówiliśmy na 12 (dostępne są 3 godziny: 8 rano, 12 i 16). Tym razem kapitan był trzeźwy a cała podróż przebiegła bardzo spokojnie :).
Żegnamy wyspę Besar:
Po dotarciu na przystań w Kuala Besut rozpoczęliśmy poszukiwania taksówki, która za rozsądną cenę dowiezie nas do stacji Wakaf Bharu, z której odjeżdża nasz pociąg do KL. Jeszcze nie wysiedliśmy z łódki, a już pojawiło się mnóstwo taksówkowych naganiaczy - głównie oferowali dojazd na lotnisko w Kota Bharu. Postanowiliśmy podziękować naganiaczom i sami poszukaliśmy odpowiedniej opcji. Tuż po wyjściu z przystani stało kilku taksówkarzy z tabliczką, na której widniał cennik - do Wakaf Bharu mogą nas zawieźć za 70RM. No nic, szukamy dalej. Poszliśmy na miejski postój taksówek i tam usłyszeliśmy cenę 80 RM, od razu podziękowaliśmy. Wówczas ruszył za nami kierowca mówiąc, że jednak koszt to 70 ringgitów. Nagłe zmiany ceny nigdy mi się nie podobają tym bardziej że tamtejsi taksówkarze nie mają taksometrów. Postanowiliśmy skorzystać z ekipy stojącej obok przystani dla łódek (za 70RM). Gdy już szliśmy z wybranym kierowcą do taksówki (okazało się że stoi ona obok taksówek tej ekipy, której podziękowaliśmy...) rozpętała się mała burza - taksówkarze zaczęli naskakiwać na kierowce, który nas prowadził do swojej taksówki mówiąc że my jesteśmy ich klientami a nie jego (?). No nic, nie chcąc większej wojny zgodziliśmy się pojechać z taksówkarzem któremu najpierw odmówiliśmy. Całą ok. 70 minutową drogę się dąsał ;).
Dojechaliśmy na stację w Wakaf Bharu i oprócz nas nie było tam ani jednego europejczyka - byliśmy nie lada atrakcją dla miejscowych. Co chwila ktoś dosiadał się do nas i wypytywał o nasze plany, kraj itd.. Swoją drogą bardzo miłe :). Jedna z Pań opowiedziała mi nawet o wszystkich członkach swojej rodziny.
Tak prezentuje się stacja w Wakaf Bharu:
Do przyjazdu pociągu (rusza z Tumpat) mieliśmy około 3.5h. Postanowiliśmy zjeść obiad w dworcowej kantynie - bardzo smacznie i tanio. Później wyruszyliśmy w głąb wioski na dalsze zakupy (czytaliśmy że lepiej zaopatrzyć się w jedzenie i picie na tak długą drogę gdyż w pociągu nie sprzedają - bzdura, co chwila jeździł pan z wózkiem :)). Obkupieni w lokalne słodycze i wodę doczekaliśmy się przyjazdu pociągu (parę minut przed czasem).
Bilety na pociąg kupiliśmy online na ok. 10 dni przed odjazdem - lepiej kupić wcześniej bo bilety w wagonach sypialnych sprzedają się szybko. Kupiliśmy miejsca w klasie ekonomicznej sypialnej za 54RM/os (dochodzi jakaś opłata kilka RM).
Tak nasz pociąg prezentuje się z zewnątrz:
A tak prezentuje się wagon sypialny:
Sama jazda przebiegła spokojnie (w końcu trwała 15h...). Łóżka dość wygodne, można się wyspać. Wszystko byłoby ok, ale po kilku godzinach od wyjścia z pociągu okazało się, że zostaliśmy wielokrotnie pogryzieni prawdopodobnie przez pluskwy :(.
Wysiedliśmy na stacji Kuala Lumpur Sentral skąd udaliśmy się do naszego mieszkania, w którym wynajęliśmy pokój przez airbnb.
Więcej z dzisiejszego dnia opiszę jutro bo dzisiaj jesteśmy już zbyt zmęczeni.
Do uslyszenia!Dzień 11. Kuala Lumpur dzień 1.
Do stacji Kuala Lumpur Sentral dojeżdżamy około godziny 9. Wyspani wychodzimy z pociągu i od razu kupujemy bilet na kolejkę KTM Komuter. Jedziemy na stację Putra gdzie mieści się nasz pokój na najbliższe dwie noce. Na szczęście gospodarz zezwolił na szybki check in i po kilkudziesięciu minutach odświeżeni ruszamy na miasto. Na początek szukamy czegoś na obiad. Wybór padł na hinduską restaurację. Jak to ostatnio bywa - nie zawiedliśmy się. Kurczak tandoori świeny a do tego za niewielką cenę (9 RM).
Szukanie odpowiedniej restauracji zajęło nam sporo czasu, ale czas ten na pewno nie był zmarnowany :).
Po obiedzie postanowiliśmy wejść na chwilę do pokoju żeby zabrać kilka dodatkowych rzeczy na dalszą wędrówkę. Dopisało nam szczęście bo tuż po przekroczeniu progu mieszkania rozpoczęła się gwałtowna tropikalna burza. Ulewa była niesamowita, a pioruny waliły z bardzo dużą częstotliwością - prawdziwa burza! :D W Pewnym momencie widoczność spadła do ledwie kilkudziesięciu metrów
Postanowiliśmy przeczekać ulewę, jak się okazało nie była ona tak krótka jak myślałem - lało przez dobre półtorej godziny. Po godzinie 16 w końcu udało nam się opuścić pokój - kierunek Batu Caves!
Nasze mieszkanie znajduje się w idealnym miejscu jeśli chodzi o dojazd do jaskiń - tuż obok stacji KTM Komuter Putra. Na stacji tej zatrzymuje się bezpośredni pociąg do Batu Caves (jaskinie to ostatnia stacja). Kupujemy bilety (jakoś 1.6 RM/osoba) i po ok. 20 minutach jesteśmy pod jaskiniami.
Jaskinie Batu to jedno z miejsc, które znajduje się na pocztówkach z Malezji. O samej historii miejsca nie będę się rozpisywał, jest to miejsce święte dla wyznawców hinduizmu. Zdecydowanie największe wrażenie jaskinie robią przed wejściem na schody prowadzące do jaskini:
Na schodach grasują małpy, które bez najmniejszych oporów potrafią wyrwać człowiekowi z ręki jedzenie, wodę czy nawet zwykłe reklamówki. Przy walce o zdobycz wydają dość nieprzyjemne dźwięki :). Niektórzy nie czytając jak to jest przy Batu Caves próbowali wnosić wodę czy kolorowe torebki foliowe, ale dość szybko albo to tracili albo chowali :D
Same jaskinie wewnątrz nie robią wielkiego wrażenia - dość brudno, mokro. Znadują się tam małe świątynie, w których odprawiane są modły. Poza tym nic więcej raczej nie jest godne uwagi.
Podczas zejścia w dół również można mieć do czynienia z dość niemiłymi małpkami, które tylko czekają na błąd człowieka :)
Po obejrzeniu Batu Caves jedziemy do tutejszego Chinatown. Klimat podobny jak w tej samej dzielnicy w Singapurze, pełno straganów, multum ulicznego jedzenia, typowo chiński wystrój:
Można spróbować np. pieczonych kasztanów:
Albo szaszłyków Satay wzorowanych na słynnych Angry Birdsach ;)
Samo chinatown oceniam na plus - można zjeść dobrze i tanio, nie ma natrętnych ludzi. W Singapurze chyba jednak było bardziej "chińsko" w tej dzielnicy :).
Na koniec dnia zostawiliśmy sobie wisienkę na torcie, czyli to z czego słynie Kuala Lumpur - Petronas Twin Towers! Jedziemy na stację kolejki LRT - KLCC. Wieże te pomimo, że są "tylko" budynkiem mają jakąś magiczną moc przyciągania. Nieświadomie idąc ulicami KL spogląda się w stronę dwóch pięknych wież, które budząc podziw w ciągu dnia i przede wszystkim w nocy. Ich podświetlenie sprawia, że wyróżniają się w panoramie całego miasta. Poniżej kilka zdjęć tego cudownego miejsca:
Po obowiązkowej sesji fotograficznej pod wieżami Petronas wracamy do miejsca zakwaterowania - tym razem wybieramy trzeci już dzisiaj środek transportu - monorail. Sieć komunikacji publicznej w KL jest bardzo dobrze rozwinięta, a co najważniejsze dość tania. Wracając przez uliczki pełne ludzi niestety mijamy wiele karaluchów dość sporych wielkości - niby dość normalne w takim klimacie, ale jednak chyba trochę tego zbyt dużo w KL. Ogólne wrażenia po pierwszym dniu? Jak najbardziej na plus!
Jutro kolejny dzień zwiedzania KL.
Do usłyszeniaDzień 12. Kuala Lumpur dzień 2.
Korzystając z naszego przewodnika Lonely Planet wyczytujemy, że możliwy jest darmowy wjazd na most pomiędzy wieżami Petronas (skybridge). Trzeba tylko dość wcześnie rano udać się po darmowe bilety, których ilość jest ograniczona. Podobno wydawane są one na dole w jednej z wież.
Skoro możliwy jest darmowy wjazd to czemu nie skorzystać? Wstajemy wcześnie rano po to, aby w KLCC być ok. 9. Zgodnie ze wskazówkami idziemy do stanowiska gdzie wydawane są bilety. Tutaj spotyka nas rozczarowanie - bilety są, ale po 80 RM (wjazd na samą górę + mostek). Niestety z pomysłu 1400 darmowych biletów w ciągu dnia wycofano się jakiś czas temu - wiadomości okazały się nieaktualne. Szkoda tylko porannego wstawania ;).
Decydujemy, że jednak odpuścimy tę atrakcję dlatego, że widok z tak wysokiego piętra jest pewnie fajny, ale w panoramie KL najważniejsze są właśnie te dwie wieże, których siłą rzeczy byśmy w niej nie zobaczyli :).
Idziemy zjeść śniadanie w galerii, która mieści się tuż przy wieżach. Dzisiaj słońce daje się we znaki - około 40 stopni ciepła...
Po posiłku decydujemy się pojechać do Masjid Jamek - stacji metra przy której znajduje się wielki bazar, a w niedalekiej odległości dzielnica kolonialna. Zanim jednak pojechaliśmy do Masjid Jamek chwilę poświęciliśmy na robienie zdjęć wspaniałych Petronas Twin Towers - tym razem w ciągu dnia :)
Na zewnątrz wspomnianej galerii (Suria) znajduje się fajny mały park, w którym można na chwilę usiąść i obejrzeć drapacze chmur w towarzystwie fontann.
Po krótkim odpoczynku ruszamy do Masjid Jamek. Po wyjściu ze stacji od razu widać kolorowe budki obwieszone torbami, okularami, koszulkami itd... Na tym bazarze można kupić wszystko ;). Wszystkie największe marki świata spotykają się w jednym miejscu :D
Spacer jest trochę męczący ze względu na duży tłok i ogromny upał. Po przejściu przez masę straganów kierujemy się w stronę placu Merdeka. Nad placem króluje malezyjska flaga powieszona na wielkim maszcie. Na tym placu Malezja uzyskała niepodległość w roku 1957 z rąk brytyjskich.
Jednym z najładniejszych budynków w Kuala Lumpur (oprócz drapaczy chmur w KLCC) jest z pewnością budynek Sultan Abdul Samad znajdujący się na Merdeka Square
Na skwerze Merdeka znaduje się również galeria, w której można obejrzeć historię Malezji, a także dowiedzieć się kilku rzeczy o Kuala Lumpur. Wstęp jest darmowy a sala jest klimatyzowana - cudowne orzeźwienie :).
Po wizycie w galerii opuszczamy plac i kierujemy się w stronę Masjid Jamek, znajduje się tu dużych rozmiarów meczet:
Po dość długim i wyczerpującym spacerze wracamy do pokoju żeby chwilę odpocząć. Wieczorem jesteśmy umówieni z jedną z Polek mieszkająca w KL. Idziemy na paradę z okazji święta buddyjskiego Wesak Day (w Malezji to dzień wolny od pracy)!
Parada buddystów rusza w niedalekiej odległości od KL Sentral. Spotykamy się z Zuzą i idziemy podziwiać niesamowicie kolorową paradę. Ludzi przybywa z każdą minutą. Pełno Hindusów, Chińczyków oraz samych Malajów. W powietrzu zapach kadzidełek, na ulicach pełno straganów z kiczowatymi ozdobami oraz jedzeniem. Klimat świetny!
Parada ma trwać aż 4 godziny, my oglądaliśmy ją jedynie przez kilkadziesiąt minut, ale i tak od tych wszystkich kolorów i światełek można dostać zawrotu głowy. Poniżej kilka zdjęć :)
Najlepsze podsumowanie parady :):
Po paradzie wracamy odpocząć do naszego mieszkania. Dużym atutem jest basen znajdujący się na 37. piętrze, z którego możemy podziwiać takie widoki!
Jutro przed nami ostatni dzień w Kuala Lumpur! Wracamy do domu :)
PS. Odcinek ten piszę z jednodniowym opóźnieniem z lotniska Schiphol, aktualnie czekamy na lot do Warszawy.
Pozdrawiam!Dzień 13 i 14. Kuala Lumpur dzień 3.
To już ostatni nasz dzień podczas dwutygodniowej azjatyckiej podróży. Ten dzień zaplanowaliśmy jako dzień zakupów także wiele nie będę się rozpisywał :).
Jeżeli chcecie kupić coś spożywczego to polecam Mega mall znajdujący się przy stacji KTM Midvalley. To tylko jeden przystanek od stacji KL Sentral. Mid Valley Megamall to jedno z największych centrów handlowych w Azji. Nas interesował jedynie supermarket Big. Jest to duży market, w którym można znaleźć wiele ciekawych typowo azjatyckich rzeczy. My polowaliśmy na malajskie sosy, przyprawy i inne smakołyki. Dla wielbicieli przypraw - jest tam spore stoisko oferujące przyprawy na wagę. Wszystkie są wystawione w glinianych dzbanach - zapach świetny (coś w stylu marokańskim). Ceny nie są wygórowane - szczególnie sosów.
W tym samym centrum handlowym można wysłać i kupić kartki pocztowe (jest oddział poczty, kartki można kupić w jednym z kiosków, znaczki na poczcie). Polecam wysyłanie kartek bo znaczek do Polski kosztuje... 50 sen czyli nasze 50 groszy! Cały koszt wysłania kartki to około 1.5 RM. Dodatkowo można kupić magnesy na lodówkę i inne pamiątki. Jest to dobre miejsce jeżeli chce się załatwić wszystko za jednym zamachem nie błądząc po uliczkach KL w poszukiwaniach magnesów, kartek itd. Dodatkowo można kupić np. ciasteczka z durianem, które można przywieźć do Polski :).
Po zakupach ostatni rzut oka na panoramę KL z naszego ulubionego basenu (niestety pogoda w ciągu dnia się popsuła - zaczęło mocno padać)
Po spakowaniu wszystkich rzeczy ruszamy na międzynarodowe lotnisko KLIA. Trzeba pamiętać że w KL są dwa lotniska międzynarodowe - lowcostowe i normalne. Jedziemy do stacji KL Sentral gdzie kupujemy bilety na KLIA express - pociąg jadący na oba lotniska.
Koszt biletu to 35 RM w jedną stronę/os. Pociąg jedzie niecałe 30 minut. Można wybrać inne środki transportu ale nam zależało na czasie, autobus mógłby utknąć w korkach.
Dojeżdżamy na lotnisko KLIA - lotnisko ogromne. Widać samoloty praktycznie z całego świata. My ruszamy pociągiem na nasz terminal skąd odlatujemy Boeingiem 777-300 KLM. Sam lot przebiega dość spokojnie z dwoma wyjątkami - jedno zasłabnięcie starszego pana i lekka panika wśród personelu w poszukiwaniu lekarza na pokładzie (na szczęście znalazł się jeden lekarz). Zdecydowano że obędzie się bez lądowania po drodze. Po wylądowaniu na Schiphol podczas kołowania uruchomił się alarm świadczący o wykryciu dymu - momentalnie obsługa przybiegła z gaśnicą, ale na strachu się skończyło :).
Po 4 godzinnym odpoczynku an Schiphol (polecam fotele, na których można spokojnie pospać) pora na ostatni odcinek podróży: Amsterdam - Warszawa.
Żegnamy Amsterdam:
Po niecałych dwóch godzinach lotu docieramy do Warszawy. Od razu czujemy inny klimat - jest 20 stopni mniej niż w Malezji. Ciężko nam bez kurtek postać kilka minut na wietrze :).
Dziękuję wszystkim za śledzenie mojej relacji, jeżeli ktoś jest zainteresowany to wszystkie koszty wrzucę w podsumowaniu, które postaram się niedługo napisać.
Pozdrawiam już z Polski!Podsumowanie
Nadeszła pora na podsumowanie podróży. Najpierw kilka statystyk:
Kilometry pokonane w powietrzu: 22986 km
Na lądzie (pociąg + autobusy): ok. 1800 km
Na wodzie: ok. 100 km
Orientacyjna mapka:
Koszty:
Bilety lotnicze:
WAW-AMS-SIN
KUL-AMS-WAW
Linia KLM.
Koszt: 1987zł
Transfery
Singapur - Cameron Highlands (nocny autobus): ok. 125 zł
Cameron Highlands - Taman Negara (bus + łódź): 65 zł
Taman Negara - Perhentian Besar - Kuala Besut (bus + speedboat): 105 zł
Kuala Besut - Wakaf Bharu (taxi, 70 RM, jechaliśmy we dwoje): 35 zł
Wakaf Bharu - Kuala Lumpur (pociąg nocny, wagon sypialny ekonomiczny): 54 zł (dolne łóżko 48 zł)
Noclegi
Singapur: 2x55zł (kod zniżkowy z airbnb): 110 zł
Cameron Highlands: 50 zł
Taman Negara: 2x45 zł : 90 zł
Perhentian Besar: 3x80 zł: 240 zł
Kuala Lumpur: 2x7 zł (compathy airbnb ;)): 14 zł
Całość bez jedzenia, pamiątek, transportu miejskiego itd. na 1 os.: 2875 zł
Do tego trzeba doliczyć posiłki: w Singapurze za obiad płaciliśmy średnio ok. 20-25 zł, w Malezji dało radę zjeść za 10 zł. Transport publiczny - w Kuala Lumpur taniej niż w Singapurze (na jedno miasto szło średnio odpowiednio ok. 30 i 40 zł). Doliczyć trzeba wszystkie rzeczy kupowane przed wyjazdem (repelenty, leki itd.).
Ogólnie jak widać da się dość tanio zwiedzić tak daleki zakątek jakim jest półwysep Malajski.
Krótkie opinie na temat odwiedzonych miast/atrakcji:
Singapur - na pewno warto na minimum 2 noce. Bardzo fajne miasto, niesamowita metropolia i jednocześnie bardzo zielone miasto.
Cameron Highlands - must see, jedno z najfajniejszych miejsc. Cudownie wyglądające pola herbaty.
Dżungla w Taman Negara - zawiodłem się, jedynie fajne Canopy walking.
Perhentian Besar - cudowna wyspa. Polecam każdemu na kilkudniowy wypoczynek. Bardzo fajna rafa niedaleko brzegu.
Kuala Lumpur - fajne miasto z główną atrakcją wieżami Petronas. Dwie noce są jak najbardziej wystarczające. Singapur chyba urzekł mnie bardziej.
Pogoda:
Bardzo gorąco, z wyjątkiem CH temperatura nie spadała poniżej 30 stopni nawet w nocy. Duża wilgotność, momentami ciężko wytrzymać :). Deszcz okazyjny i to tylko w Kuala Lumpur i raz w Taman Negara.
Czy warto? Na pewno! Nie licząc Seszeli na pewno była to moja dotychczasowa najlepsza wyprawa :).
Pozdrawiam